Horizons: Empires Of Istaria

Horizons to kolejny sieciowy RPG, z niespotykanie wielkim światem gry. Jednym z jego twórców jest niejaki Dave Allen – człowiek odpowiedzialny za klasyczny RPG, pod tytułem Demise: Rise of the Ku’tan. Allen tworzenie dobrych gier fabularnych ma po prostu we krwi. O poprawność merytoryczną gry można być zatem spokojnym. Co więcej, ekipa Artifact Entertainment nie ograniczyła się tylko do przetworzenia istniejących zasad kierujących RPG, i stworzenia własnej gry. Ekipa kierowana przez Allena poszła o krok dalej – ułożyła własne zasady gry, dodała nowe pomysły i moim zdaniem stworzyła projekt, który odpowiednio zrealizowany, może być naprawdę rewolucyjnym. A oto, dlaczego tak uważam.

Świat Istarii ma być nie tylko potężny w swych rozmiarach, ale także barwny w mnogości ras i kultur, które go zamieszkują. Postacie spotykane podczas podróży po siedmiu empyriach Istarii, nie ograniczą się tylko do Elfów, Goblinów i Ludzi. Nie raz przyjdzie nam także poznać bliżej zwyczaje Aniołów, stoczyć walkę z Demonami, czy paktować z tajemniczo i groźnie nazywającymi się Ku’lakami.

Jak w każdym, rasowym sieciowym RPG, w Horizons, nasza aktywność nie ograniczy się do bezdusznego przemierzania świata w poszukiwaniu bestii, które trzeba ubić. AE bardzo mocno nawiązali do swojego poprzedniego dzieła i ponownie umieścili w nim gildię Ku’tan, oraz jej przeciwników. Bohater sterowany przez graczy, w zależności od tego, czego dokonuje w świecie gry, będzie zdobywał coraz wyższą lub niższą reputację i wchodził będzie w coraz ciaśniejsze koneksje z różnymi, występującymi w danej krainie frakcjami. Autorzy gry, jak widać, zadbali o społeczno-polityczny aspekt gry, co jak do tej pory, jest drugim tego typu posunięciem w historii trójwymiarowych, sieciowych gier RPG. Pierwszy bowiem był Midgard.

Bohater może być wybrany spośród 15 dostępnych w grze ras. Każda z nich ma niektóre, własne tylko sobie cechy, co bardzo urozmaica rozgrywkę. To, czy postać gracza zostanie zaakceptowana przez danego członka istarskiego społeczeństwa, nie będzie zależało tylko od jego charakteru, czy reputacji. W Horizons, równie ważne co ras i reputacja, jest to, z jakiej krainy delikwent pochodzi i do jakiej warstwy społecznej należy. Zupełnie jak w prawdziwym świecie.

Osoba grająca w Horizons będzie musiała zwracać baczną uwagę na sferę duchową kierowanej przez siebie postaci. Religia, którą będzie ona wyznawać, może stać się źródłem sukcesów równie dobrze, co siła mięśni i zimno stali. Obecne w kulturze Istarii boginie, a jest ich aż 19, mogą nagradzać swoich wyznawców wieloma pomocnymi rzeczami. Mogą, ot tak po prostu zwiększyć poziom wiedzy postaci, jej siłę fizyczną, czy też dać jej swoje błogosławieństwo, które strzegło jej będzie przed wieloma różnymi niebezpieczeństwami.

Głównym założeniem twórców Horizons, było danie graczowi możliwości samodzielnego tworzenia różnorakich przedmiotów. Mogą to być zwoje czarów, magicznie wzmocnione bronie, zbroje i wiele innych. To, czy graczowi uda się wykuć zbroję, zależeć od kilku procesów, których przebieg oparty jest na ilości zgromadzonego doświadczenie i złożoności wytwarzanego przedmiotu – po prostu rewelacja.

Inną ciekawostką jest model biegnącego w grze czasu, a co z nim związane – starzenia się graczy. Umiejętności gracza będą stopniowo rosnąć z wiekiem, ewoluując i rozwijając się same w sobie. Tak jak w rzeczywistości, siła mężczyzny będzie powoli rosła wraz z jego wiekiem, a gdy stuknie 50-tka? Kto wie? Może zacznie powoli słabnąć?

Jeszcze jedną wspaniałą nowością w Horizons będzie możliwość kupienia sobie domu i zamieszkania w nim. Faktem jest, że będzie to sprawa bardzo kosztowna, ale wojując za młodu, będziemy mogli odłożyć nieco oszczędności, by emeryturę wojownika spędzić w znacznie bardziej pokojowym nastroju.

Mam ogromną nadzieję, że Dave Allen nie rzuca słów na wiatr. Jego blisko dwudziestoletnie doświadczenie w tworzeniu gier pozwala mi domniemywać, że Horizons: Empires Of Istaria może przejść do historii gier komputerowych jako prawdziwa rewolucja w dziedzinie sieciowych RPGów. Jak będzie naprawdę, zobaczymy na przełomie I i II kwartału przyszłego roku.