Nadchodzi moda na wymrażanie piw. Zapoczątkował ją ogromny sukces Buby Extreme, teraz swoje wymrożone Double IPA oraz RISa zapowiedział Browar Spółdzielczy. Spróbowałem zabawić się w ten sposób w warunkach domowych.
Nutę inspiracji zapodał mi Michał z Browaru Domowego Milijon, który opowiedział mi o swojej przygodzie z wymrażaniem Porteru Bałtyckiego z Żywca. A że święto porteru tuż tuż, to zachęcony spróbowałem się przekonać jaki da to efekt.
Na wstępie warto powiedzieć na czym polega wymrażanie piwa – jest to proces schłodzenia piwa do temperatur ujemnych, by wydzielić z piwa wodę, która zamarza szybciej (tj. w wyższej temperaturze) niż alkohol. W ten sposób podbija się moc piwa, gładzi jego fakturę oraz uwypukla aromaty.
Podstawowe założenia zabawy: przelać piwo do plastikowego pojemnika, wsadzić do zamrażarki, monitorować co jakiś czas postęp w zamarzaniu oraz na bieżąco wyławiać z pojemnika powstałe kryształki lodu. Postępować tak aż do momentu, gdy nie będzie już czego wyławiać. Tak to wyglądało na starcie:
Piwo było wymrażane przez 4 h, sprawdzane co 45 min i wyciągany z niego był lód. Po pierwszej weryfikacji pojawiły się już drobne kryształki lodu.
Po następnej piwo osiągnęło konsystencje kisielu, wszystko przez przymarzniętą wodę.
Po 4 godzinach od wsadzenia do zamrażalnika, lodu w piwie było na tyle mało, że przestałem wymrażanie. Zostało mi ok. 100 ml więc mniej więcej 70% piwa straty. Przelałem to do szkła i zaczęła się degustacja…
To co zaskoczyło najbardziej, to to iż piwo ledwo wyszło z zamrażalnika, a aromat jest dosyć intensywny. Nie spodziewałem się, że aż tak. W smaku bardzo przyjemne: aksamitne, słodkie, dosyć gęste, likierowe, czekolada, paloność, wszystko jest…ale nie wypije przecież tego w takiej temperaturze…poczekam aż się ogrzeje.
Po ogrzaniu aromat jest naprawdę potężny – mocno alkoholowy, co nie jest dziwne, ale szlachetnie, żaden spirol. Również czuć czekoladę i suszone owoce. W smaku – to samo co wcześniej, ale po prostu wincyj…wincyj wszystkiego! Znacznie bardziej czuć paloność oraz przyjemne alkoholowe rozgrzewanie w przełyku.
W ramach podsumowania trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: czy warto? Niemieckie piwowarstwo z Icebock’iem od lat czy ostatnio Browar Szałpiw pokazał, że tak ? Jeśli chodzi o ocenę eksperymentu to mogę go uznać za udany. Spodziewałem się wyraźnej różnicy w wyczuwalnym alkoholu oraz delikatniejszej i gęstszej faktury. Być może ta metoda była nieefektywna i dałoby się osiągnąć lepszy efekt – nie wykluczam tego, a wręcz podejrzewam, że prawie na pewno tak. Jednak przy tym co wyszło, to różnicę między wersją podstawową można było ewidentnie wyczuć. Kiedyś pewnie powtórzę zabawę z większą ilością oraz odłożę na leżakowanie, by alkohol się trochę ułożył. Może przyszłej zimy jak dorobię się kega by je później odrobinę nagazować, zdecyduje się wystawić fermentor z własnym piwem na balkon. Ale jeszcze co do dzisiejszej zabawy – polecam spróbować, bo efekt jest ciekawy przy niewielkim wysiłku, o ile można powiedzieć że jakikolwiek był.