Od kilkunastu lat ciągle gdzieś jadę. Dalej, bliżej, czasem po coś, a częściej po nic.
Od kilkunastu lat ciągle gdzieś jadę. Dalej, bliżej, czasem po coś, a częściej po nic.
To, co działo się później, to jeden wielki, orgiastyczny ciąg muzyczno-kulinarny. Czarna dziura bałkańskiej balangi, która wciąga wszystkich bez wyjątku, by wypluć ich zwłoki do przydrożnego rowu mniej więcej po tygodniu.
Stanąłem na rondzie przy krawędzi. Po prostu poczułem, że muszę. Drogowa wirówka najpierw nas obtrąbiła by po chwili przywyknąć jak do kolejnej, naturalnej przeszkody.